poniedziałek, 15 września 2014

Warto przeczytać i dowiedzieć się "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały..."

Dziś chcę spróbować namówić Was do przeczytania książki o której wielu słyszało, ale nie każdy po nią sięgnął. Mnie poleciła ją dawno temu mama trójki dzieci, jako jedną z tych, którą warto mieć stale w zasięgu ręki. Kupiłam, przeczytałam i czytam do dziś. Leży na stoliku nocnym, sięgam po nią nie tylko w chwilach zwątpienia.


"Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" duetu Faber, Mazlish jest praktycznym poradnikiem. Autorki przez wiele lat prowadziły warsztaty wychowawcze, zbierały doświadczenia, weryfikowały skuteczność metod. Pokazują w sposób bardzo przystępny jak pomóc dzieciom, by radziły sobie z własnymi uczuciami, jak zachęcać do współpracy i samodzielności, jak chwalić i uwalniać dzieci od grania ról, pokazują też alternatywy kar. Treści podane są w sposób bardzo przejrzysty - znajdziemy w niej  komiksy streszczające poszczególne rozdziały, krótkie podsumowania całości.


Pozycja ta ujęła mnie m.in. podejściem do uczuć dziecka. Pokazuje jak ważne jest, aby od akceptacji uczuć zacząć, a potem stopniowo zajmować się np. samodzielnością czy konfliktami. Czytając mamy szansę sprawdzić, jak zwykle reagujemy, kiedy nasze dziecko jest złe, smutne, zawiedzione. Jak czuje się dziecko, kiedy zamiast słuchać i rozumieć, mówimy "nie martw się, nic się nie stało" albo dopytujemy, udzielamy rad, użalamy się itp. Zobaczyć, że kiedy czujemy się zrozumiani, jesteśmy bardziej chętni do współpracy czy rozwiązywania problemów - dzieci nie są tu wyjątkiem.
Pamiętam, że kiedy czytałam ją po raz pierwszy, kolejne rozdziały od razu zyskiwały moje zrozumienie, ale "pochwały" zaskoczyły mnie zupełnie. Chwalenie opisowe brzmiało tak sztucznie. Mimo to postanowiłam spróbować. Używałam "Widzę, że wykonano tu dużo pracy. Wszystkie książki na półce, a klocki w pudełku. Miło wejść do takiego pokoju." zamiast "Jak pięknie posprzątany pokój!". Na początku było trudno, brzmiało dziwnie, ale działało!

"Jak mówić.." nie jest książką do przeczytania, trzeba ją czytać, a potem stosować, weryfikować, używać na co dzień. Można iść na warsztaty, poćwiczyć z innymi rodzicami książkowe sposoby, porozmawiać o codziennych problemach, sprawdzić czy tak samo rozumiemy te same rzeczy, razem odkryć coś co będzie pomocne w domowej komunikacji. A potem stopniowo budować nowe nawyki i coraz lepiej dogadywać się z dzieckiem.

I jeszcze jedno, spróbujcie kiedy Wasz syn czy córka są jeszcze mali, kiedy problemy nie narosły, kiedy wciąż chcą być blisko Was, łatwo wybaczają potknięcia. Potem będziecie mogli się cieszyć, że dorastająca córka (to z mojego doświadczenia) wciąż jeszcze chce Wam się zwierzać, nie boi się oceny, choć z drugiej strony szanuje i "nie wchodzi na głowę" (ale to już efekt wyznaczania granic, o którym innym razem).
Polecam spróbujcie. A kiedy już zaprzyjaźnicie się z tą książką zajrzyjcie do pozostałych z tej serii: "Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole."
"Rodzeństwo bez rywalizacji."
 "Wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci."
Kto będzie miał chęć na więcej może skorzystać z warsztatów "Szkoły dla rodziców i wychowawców". Organizowaliśmy ją już wielokrotnie i uczestnicy utwierdzali nas w sensowności tego działania. Na stronie Ośrodka Rozwoju Edukacji znajdziecie więcej informacji o "Szkole..." i miejscach, gdzie organizowane są szkolenia.

Zapraszam do komentowania, może ktoś czytał, była na warsztatach, chce polecić, odradzić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz